Małgorzata Nurkiewicz – mgr Pedagogiki Resocjalizacyjnej, Certyfikowany Specjalista Psychoterapii Uzależnień, Specjalista ds. przeciwdziałania przemocy w rodzinie, pracownik Poradni Terapii Uzależnień i Dziennego Oddziału Terapii Uzależnień Dormed.

Ewa Koralewska: Z jakimi uzależnieniami pracuje Pani najczęściej?

Małgorzata Nurkiewicz: W Poradni Uzależnień najczęściej przyjmujemy osoby uzależnione od alkoholu. Kiedyś było to osoby uzależnione tylko od alkoholu, teraz również od narkotyków i leków lub wielu środków zmieniających świadomość. Pracujemy także z osobami uzależnionymi od pewnych czynności, np. oglądania pornografii, hazardu, zakupów. Jest ich jednak mniej, dlatego znacznie szerszą ofertę, np. terapii grupowej, mamy dla osób uzależnionych od substancji psychoaktywnych.

A jak to się dzieje, że ludzie się od nich uzależniają?

Każdy z nas spróbował alkoholu. Tylko, że niektórym osobom w trakcie tego próbowania ten alkohol czy narkotyki bardziej wpasują się w pewne potrzeby. Pomagają im uspokoić się, zasnąć, stać się odważniejszym, bardziej dowcipnym lub poradzić sobie z tęsknotą na delegacji, więc częściej po nie sięgają. A im częściej sięgają, tym prawdopodobieństwo uzależnienia rośnie. 

 

Czy są osoby, które mają predyspozycje do uzależnienia?

Tak, i wtedy powinny bardziej na siebie uważać. Takimi predyspozycjami może być brak umiejętności społecznych, problemy emocjonalne czy bycie uzależnionym od czegokolwiek. Często są to osoby, które w dzieciństwie nie doświadczały wsparcia. Nikt nie nauczył ich radzić sobie z emocjami i wyzwaniami. To też osoby nieśmiałe, którym trudno jest wyjść do ludzi, odezwać się. Albo takie, które alkoholem lub narkotykami, na własną rękę próbują „leczyć” swoje lęki czy depresję. 

Zdarzają się też osoby, które po przejściu na emeryturę się uzależniają. Brak im pasji, pomysłu na siebie i zagospodarowanie wolnego czasu. Wystarczy, że np. sąsiad na działce obok, którego widzi codziennie, lubi sobie wypić i zaczyna zapraszać na „piweczko”. I wtedy one też piją coraz częściej.

Początki uzależnienia są zawsze inne, bo każda osoba jest inna. Ale późniejszy schemat jest już taki sam – osoba pije lub bierze, bo świat bez alkoholu czy narkotyków jest najpierw zbyt szary, a później już zbyt czarny i bolesny.

A czy alkoholizm lub inne uzależnienie w rodzinie pochodzenia jest czynnikiem ryzyka?

Nie jest zasadą, że każdy kto wywodzi się z rodziny alkoholowej, sam będzie pił. Ale często takie osoby mają większe deficyty w obszarze radzenia sobie z uczuciami, bo często nikt ich tego nie nauczył. Mają problem ze złością, poczuciem winy, trudno im nawiązywać głębokie relacje z ludźmi. Często są przemęczone, trudno jest im się cieszyć życiem. I alkohol bardzo dobrze się wpisuje w taki schemat. Pomaga się rozluźnić, być spontanicznym, radosnym. Albo poradzić sobie ze złością, którą trudno jest wyrazić. 

Myślę też, że w takim kontekście bardzo trudno jest rozpocząć leczenie. Bo pojawiają się myśli, że przecież piję mniej lub inaczej niż rodzic, a więc nie muszę jeszcze iść na terapię. Taka osoba, podejmując leczenie, często też nie ma wsparcia w rodzinie. Słyszy demotywujące komentarze: “A po co Ci to? To bez sensu, to nikomu nie pomaga”, „Mózg Ci wyprali na tej terapii i tak nie wytrzymasz, napij się ze mną”.

Wspomniała Pani, że alkohol pomaga poradzić sobie ze złością. Czy po wypiciu łatwiej ją wyrazić?

Złość, jeśli jest wyrażana po alkoholu, to najczęściej w formie wybuchu. I wtedy rzeczywiście może to dać chwilową ulgę. Tylko, że trzeba mieć świadomość, że alkohol nie rozwiązuje żadnych problemów i nie pomaga nam z uczuciami. My to tak możemy odbierać, bo nasz układ nerwowy po alkoholu trochę wyhamowuje i się rozluźniamy na krótki czas, ale rano jest ogromny “kac moralny” i pogorszony nastrój, bo alkohol działa depresyjnie na mózg. 

Alkohol jest też bardzo łatwo dostępny. 

Osoby, które odczuwają duże obciążenie i stres w pracy, np. policjanci, lekarze, pielęgniarki, adwokaci, pracownicy korporacji, używają go często jako sposobu na relaks po trudnym dniu. Gdy wracają wieczorem do domu, nie mają już siły by np. pobiegać czy porozmawiać z kimś bliskim. Myślą sobie, że jak się napiją, to się wyluzują, łatwiej zasną. Bywa też, że alkohol jest dla nich nagrodą za ciężką pracę, a nie mają pomysłu na inną nagrodę dla siebie.

Jak wygląda świat wewnętrzny osoby uzależnionej?

Największą pułapką jest to, że alkohol działa na emocje. Jesteśmy trochę bardziej zadowoleni, potrafimy na imprezie pośmiać się, pożartować, potańczyć. Na początku życie z alkoholem czy narkotykami jest bardziej kolorowe niż to bez. I nagradzające.

Jednak im osoba dłużej pije lub bierze, tym coraz więcej jest problemów dookoła. Świat staje się szary, monotonny i przestaje cieszyć. Osoba mówi, że nie ma czasu na dawne pasje, co nie jest prawdą. Miałaby czas, gdyby nie była zajęta piciem, a potem trzeźwieniem. Wybiera jednak używkę, bo szybciej doświadczy przyjemności po niej. Niektórzy jeszcze te pasje podtrzymują, ale one już kręcą się wokół np. alkoholu. Czyli na wycieczce górskiej główną i najbardziej wyczekiwaną przyjemnością jest zimne piwo w schronisku.

A potem robi się już coraz bardziej czarno. Osoba żyje w coraz większym stresie, otoczenie ma pretensje, kontakt z bliskimi jest trudny i nic, co wcześniej cieszyło, już nie cieszy. Osoba zawala coraz więcej rzeczy, nie wyrabia się. Coraz bardziej doświadcza tego, że jest nieudacznikiem. Przeżywa poczucie winy i obiecuje sobie, że już więcej nie będzie pić. Ale pojawiają się głody, kryzysy, silne emocje, z którymi nie potrafi sobie poradzić. Zawsze sposób poradzenia sobie znajdowała na dnie butelki albo przypalając trawę. Nic innego nie daje już ulgi. 

Niektórzy piją lub zażywają narkotyki, bo bez tego już nie przetrwają dnia. To już jest kolejny etap: ciągłe życie w napięciu i ukrywanie swojego uzależnienia. Wtedy człowiek chodzi do pracy pod wpływem, z ludźmi spotyka się pod wpływem. Izoluje się coraz bardziej i obwinia innych za to, że w życiu jest nieszczęśliwy, że mu nie wyszło, że inni mają pretensje. Zaczynają się problemy zdrowotne, prawne. Życie przerasta i nie udaje się przerwać picia.

Co wtedy się dzieje z osobą uzależnioną?

Wydaje jej się, że najlepszym wyjściem jest napicie się. Ale tylko trochę, żeby sobie nieco ulżyć. Dlatego też tak dużo sprzedaje się butelek o małej pojemności, czyli tzw. małpek (wg danych firmy Synergion 3 mln dziennie, wg Związku Pracodawców Polski Przemysł Spirytusowy -1,4 mln dziennie. Przyp. red.). 

Ale po kilku chwilach ta dawka przestaje działać. Życie znowu zaczyna boleć i trzeba iść po kolejną butelkę. I wtedy już nieważny jest wstyd, że np. sąsiedzi mnie zobaczą. Dla kobiet nie ma znaczenia, że są opuchnięte, zapłakane, mają tłuste włosy, brudne ubranie. Niektórzy są w stanie chodzić do kilku sklepów, gdzieś dalej od domu, żeby udawać przed sąsiadami, że nie mają problemu.

W jakim momencie osoby uzależnione zgłaszają się po pomoc? W jakim stanie emocjonalnym są wtedy?

Niektórzy bardzo chcą przestać, ale nie są w stanie przyjść na pierwsze spotkanie trzeźwi. W naszej kulturze jest też problem z przyjmowaniem pomocy i z proszeniem o nią. Trochę się to zmienia, ale jeszcze wciąż osobom na początku towarzyszy duży wstyd. Często do rozpoczęcia terapii emocjonalnie przygotowują się przez dłuższy czas, nawet rok. Te pierwsze sesje bywają dla nich tak intensywne emocjonalnie, że czasami nie pamiętają części rozmowy.

A ponieważ alkoholizm jest chorobą nieuleczalną i postępującą, to z roku na rok jest też coraz gorzej w obszarze zdrowia fizycznego. Osoby przychodzą w złej kondycji fizycznej. Czasami to lekarz je przysyła na terapię, bo alkoholizm zagraża ich życiu albo np. podjęcie leczenia odwykowego jest warunkiem zakwalifikowania się na przeszczep wątroby. 

Zdarza się też, że osoby przychodzą w dużej złości, bo nie pojawiły się w poradni z własnej woli. Np. pracodawca poinformował, że kolejne przyjście do pracy pod wpływem skutkować będzie zwolnieniem dyscyplinarnym. Żona zagroziła, że złoży pozew o rozwód. Czasami otoczenie dziecka – kurator, opieka społeczna, nauczyciele – interweniują i zwracają uwagę na problem.

Jak wygląda terapia uzależnienia w Dormedzie?

W Dormedzie dostępne są dwie formy leczenia: Dzienny Oddział oraz Poradnia. Nie mamy ośrodka, w którym pacjent przebywa stale przez 6 tygodni. Ta forma leczenia czasami przeraża, bo trzeba wyjechać i spać z obcymi ludźmi, a wcześniej zorganizować opiekę nad rodziną, zwierzakami, domem na czas nieobecności. 

To rzeczywiście musi być trudne.

Wtedy Dzienny Oddział jest dobrą alternatywą, bo osoby przychodzą każdego dnia na 6 godzin i dostają zaświadczenie L4 dla pracodawcy. To jest dość intensywna forma leczenia, ale daje szybsze pozytywne efekty. Na grupie na oddziale uczestnicy szybciej wzajemnie się wspierają, pojawia się wspólne zaufanie, stają się otwarci, jest mniejsza rotacja.

Grupy w Poradni odbywają się na początku dwa razy w tygodniu o 17:00 – w poniedziałki i piątki. Tak więc pomiędzy poniedziałkiem a piątkiem dużo się może zdarzyć, a pomiędzy piątkiem i poniedziałkiem jeszcze więcej (śmiech).

Ale trzeba mieć świadomość, że terapia to nie tylko utrzymanie abstynencji i przychodzenie na wyznaczone spotkania indywidualne i grupowe. Trzeba nauczyć się wielu rzeczy – jak sobie radzić z emocjami, jak rozmawiać ze swoimi bliskimi, jak przeprosić, jak zaakceptować i pokochać siebie. Często idzie za tym też wiele zmian w życiu. Osoba znajduje sobie nową pracę, dokształca się, znajduje nową grupę znajomych czy przyjaciół.

Wspierające jest, jeśli, poza terapią, osoba uczestniczy też w spotkaniach AA. To jest grupa, w której nie ma terapeuty. Wszyscy są równi, nie ma znaczenia, czy ktoś jest trzeźwy od miesiąca czy od 10 lat. Nikt nie pyta, czemu nie było nas na ostatnim spotkaniu. A w Poradni egzekwujemy regularną obecność i odrabianie zadań. Na AA nie ma zadań. Te spotkania dają taką możliwość posłuchania innych, nawet jeśli akurat danego dnia nie mam siły czy odwagi mówić o sobie. 

W mojej pracy widzę, że osobom, które korzystają i z terapii, i z AA, jest łatwiej. Bo mają większą sieć wsparcia. Szybciej pokonują wstyd, uczą się życia na nowo. Szczególnie w tym pierwszym okresie terapii, gdy mają poczucie, że ktoś im zabrał coś dla nich ważnego. Widzą, jak radzą sobie inni, jak dobre i piękne może być życie na trzeźwo u kolegów czy koleżanek, którzy mają dłuższą abstynencję.

Jak osoba tego nie zobaczy i nie zrozumie, to z dużym prawdopodobieństwem wróci do picia czy brania. Bo lęk przed utratą zdrowia, życia, bliskich, pracy nie jest wystarczający. My jako ludzie przyzwyczajamy się do lęku. Podobne doświadczenia widzimy obecnie u naszych wschodnich sąsiadów – Ukraińcy opowiadają o tym, że już się oswoili z wyciem syren, samolotami przelatującymi nad głowami. Tak samo na osobie uzależnionej konsekwencje robią już coraz mniejsze wrażenie.

Czy możliwe jest wyjście z uzależnienia na własną rękę?

Dla wielu osób problemem nie jest przestać pić. Większym problemem jest nie wrócić do picia. Bo jeśli ktoś nie jest zaopatrzony w wiedzę, nie wie i nie potrafi o siebie zadbać, wesprzeć się w kryzysach, to potem przychodzi i mówi: „nie wiem, jak to się stało, że wróciłem do picia, przecież tak bardzo tego nie chciałem”. Przerwanie abstynencji często odbywa się tak, że ktoś na początku pije w małych ilościach, a potem się znowu płynie, bo organizm potrzebuje więcej.

Sporo osób zamienia też narkotyki na alkohol, który jest bardziej społecznie akceptowalny. I wtedy mają wrażenie, że sobie poradzili.

Samodzielne wyjście z uzależnienia jest bardzo trudne. Zdarzają się osoby, które weszły w inną grupę, np. bardziej poświęciły się religii. To może dawać siłę na długo, ale nadal osoba sama siebie nie rozumie, nadal żyje w napięciu. Nie potrafi wyrażać swoich emocji i cieszyć się życiem. Tego uczymy na terapii. 

Czy z alkoholizmu można się wyleczyć?

To jest choroba nieuleczalna. Można ją zatrzymać, można nauczyć się z nią żyć. Ale żeby to zrobić, trzeba pokochać siebie, zaakceptować alkoholika w sobie i uznać, że będziemy szli razem przez resztę życia. Więc nie mogę o niego nie dbać, bo znowu złapie za stery i będzie kierował moim życiem.

Są osoby, które nauczyły się czytać siebie, rozpoznają nawroty, czyli takie szykowanie się do picia. Wiedzą, że jest to cienka granica i reagują, zanim jeszcze przerwą abstynencję. Przychodzą na kilka spotkań do poradni, na grupę nawrotów lub jadą do ośrodka. Bo mają świadomość, że jeśli tę granicę przekroczą, to będzie im bardzo trudno przestać pić i wrócić do trzeźwości.

Jaka zmiana następuje w osobach uzależnionych w trakcie terapii?

Osoby w dłuższej abstynencji są bardziej zadbane, ubierają się inaczej, zmieniają fryzury. I jest też coś w twarzach, co się zmienia – ich oczy, cery nabierają blasku.  Częściej się uśmiechają, mają więcej pasji oraz realizowanych celów życiowych.

Często też poznają na grupach terapeutycznych bardzo ciekawych ludzi, z którymi zawierają przyjaźnie na długie lata. Znajdują u nich zrozumienie, troskę, tworzą głębokie wspierające relacje.

Wakacje już tuż, tuż. To dobra okazja, by zapytać: jak osoby uzależnione podchodzą do wypoczywania?

To są osoby, które mają duży problem z wypoczywaniem. Na początku abstynencji często mocno angażują się w pracę, bo wtedy nie myślą o tym, żeby się napić czy wziąć. Jednak, kiedy w tym wirze pracy, nagle pojawia się parę dni wolnych, to jest panika. 

Jeśli wyjazd na wczasy kojarzył się z wyjściem do baru czy posiedzeniem sobie przy drinku, to osoba trzeźwiejąca może odczuć brak czegoś, co kiedyś rozweselało i że jest gorsza od pijących. Alkohol jest wszechobecny – jest w schroniskach, na plażach, w hotelach, przy basenach, czy podczas zwiedzania miasta. I trudno udawać, że się go nie widzi. Obojętnie na jakim leżaku się nie położę i tak w końcu ktoś obok położy się z piwem lub drinkiem.

Co wtedy zrobić?

Sporo osób zastanawia się, jak mają w takim razie ten urlop spędzić. Wyjeżdżają z dziećmi lub wspierającymi ich znajomymi, by nikt nie proponował im alkoholu. Starają się aktywnie spędzać czas – uprawiać sporty, jeździć na wycieczki rowerowe. Unikają niektórych miejsc lub pijących osób.

Przed takim wyjazdem omawiamy więc różne zagrożenia. Tworzymy plan, jak unikać trudnych sytuacji, czy jak sobie w nich poradzić. Np. gdzie siadać na spotkaniach w większym gronie, co zabrać ze sobą (książkę albo notatki z terapii, które przypomną, dlaczego nie chcę pić?).

Przestrzeganie tego planu musi wymagać bardzo dużo samodyscypliny.

Tak. Zawsze, kiedy zmieniamy nasze nawyki i przyzwyczajenia, jest trudno. Każdy z nas doświadczył jakichś małych pokus i wie, jak ciężko się powstrzymać. A w uzależnieniu jest coś większego. Osoba uzależniona, doświadczając głodu, zaczyna myśleć inaczej.

Kiedy włącza się pijane myślenie, to ono blokuje to trzeźwe. To tak jak podczas robót drogowych, jest dostępny tylko jeden pas i raz jedni jadą, a raz drudzy. Osoba na terapii musi się nauczyć, jak jadąc w stronę picia i pijanego myślenia, dotrzeć jednak do tego racjonalnego. Bo wtedy ma szansę usłyszeć „Ty tak naprawdę tego nie chcesz, to Ci w niczym nie pomogło, znowu rano wstaniesz nieprzytomny, po co Ci to?”. 

I np. na takich wczasach trzeźwiejący może nawet poczuć satysfakcję, że się da żyć dobrze bez alkoholu. On o poranku rześki, wypoczęty, zadowolony, a inni skacowani i przymuleni dopiero gdzieś koło południa wytaczają się z pokoi… Wtedy nawet może im powiedzieć lub pomyśleć sobie: “Wam też przydałaby się terapia” (śmiech).

Moi pacjenci często mówią, że przyznanie się przed sobą samym do problemu jest najtrudniejsze, ale daje wolność i nowe życie.